Wszystkie wynalazki są dziełem przypadku!
Nie było inaczej i u nas.
Kupiłam dzisiaj węgiel do rysowania. Zobaczyłam go i wróciły wspomnienia ze szkoły podstawowej. Miałam tam świetnego nauczyciela plastyki, potrafił zaszczepić w nas miłość do malowania, bez względu na nasze umiejętności.
Dzięki niemu każdy z nas, kto był zainteresowany - mógł pomalować swój obraz na ścianie w korytarzu szkolnym. Do końca mojej podstawówki widziałam to, co namalowałam w piątej klasie. Dobrze, że prace nie były podpisane....
A moje dzieci zakochały się w rysowaniu węglem. To niewiarygodne, że taki kawałek patyka może spowodować w nich eksplozję fascynacji malowaniem!
Nawet farby "puchnące" nie zrobiły na nich takiego wrażenia! Chociaż nie, te farby też sprawdziły się, ale z nimi zdecydowanie jest więcej roboty!
Cudnie! Polecam wszystkim. Dziecko wsiąka na kilka godzin!
Wydaje mi się, że tajemnicą zainteresowania dzieciaków węglem jest fakt, że bezkarnie mogą się brudzić! Bo węgiel przecież można bez problemu zmyć! Więc i u nas cały stół, krzesła, ubrania, ręce były brudne.
Bo przecież obie ręce trzeba wysmarować, trzeba sprawdzić, czy da się zrobić odbicie dłoni... Niestety, nie bardzo. Nam nie wyszło.
I nie ma znaczenia, że obrazki są czarno białe. Po prostu zabawa jest super!
wtorek, 23 września 2014
Nowa pasja moich dzieci.
Etykiety:
dzieci,
pomysły,
węgiel do rysowania,
zabawy z dziećmi
poniedziałek, 22 września 2014
kulki - c.d.
No właśnie okazało się, że kulki opanowały nas wszystkich.
Bo to, że można je użyć jako woda do kwiatów - wiadomo - po to zostały stworzone.
Ale przecież nie o to chodzi! Kwiaty włoży każdy!
No i jest!
Udało się, zrobiliśmy coś nowego!
Włożyłam kulki do dzbanuszka, zalałam wodą i dodałam odrobinę perfum. Kulki wchłonęły zapach i stoją sobie teraz w ubikacji, a ja nie muszę się martwić, że ktoś rozleje... najwyżej będzie łapał kulki.
A to jeszcze nie koniec! Na pewno wymyślimy coś jeszcze nowego! Bo kulki są boskie!
Bo to, że można je użyć jako woda do kwiatów - wiadomo - po to zostały stworzone.
Ale przecież nie o to chodzi! Kwiaty włoży każdy!
No i jest!
Udało się, zrobiliśmy coś nowego!
Włożyłam kulki do dzbanuszka, zalałam wodą i dodałam odrobinę perfum. Kulki wchłonęły zapach i stoją sobie teraz w ubikacji, a ja nie muszę się martwić, że ktoś rozleje... najwyżej będzie łapał kulki.
A to jeszcze nie koniec! Na pewno wymyślimy coś jeszcze nowego! Bo kulki są boskie!
Kulki, kulki, kulkulki!
Kilka lat temu, gdy starszy syn był jeszcze małym chłopcem, w jednym z supermarketów była akcja "kulkulki". Za zakupy dostawało się małe, szklane kulki, z różnymi buźkami namalowanymi na nich.
Zebrał całkiem niezłą kolekcję, która w końcu, jak większość jego zabawek została zaanektowana przez młodszą siostrę.
Pierwszym słowem, jakie wypowiedziała nasza córka było "kulkulki". Dzięki tym małym kuleczkom, majtki - w kropki nazywały się kulkulki, rajstopy w kropki były kulkulkami, ulubiony talerzyk z ciapkami był "kulkulki" i wszystko, co było dla niej ważne wiązało się w jakiś sposób z kulkami, kropkami, i miało jedną wspólną dyżurną nazwę.
Teraz, kilka lat później, odkryłyśmy nowe kulki...
Kulki! Kulki, kuleczki!
Kupiłam kilkanaście opakowań takich małych kuleczek, które chłoną wodę i są wykorzystywane do hodowli kwiatów.
Wrzuciłam do miski i zalałam wodą. Dużo wody dolałam, dużo, bardzo dużo....
Rosły, rosły i rosły. Wyglądają teraz tak:
Kulki z założenia miały w naszym domu spełniać funkcję terapeutyczną - jako zabawa sensoryczna dla naszej córki. No i udało się! Okazało się, że zabawa kulkami jest genialna. Ich struktura, lekkość, sprężystość, kolor - zabawa na godziny!
Dodatkowo, kulki, jak to kulki skaczą, odbijają się naprawdę wysoko, więc upuszczenie ich skutkuje szaleńczym biegiem po całym domu, by je wszystkie wyzbierać.
Naprawdę, świetna zabawa, za naprawdę niewiele!
Przebieranie w kulkach, przekładanie z jednego pojemnika do drugiego, segregowanie kolorami, tworzenie tęczy.... Nie ma końca zabawie! A najlepsze jest to, że zabawa ta wciąga i dorosłych. To naprawdę niesamowite doznanie - obce nawet dorosłym - mój zmysł dotyku nie znał do tej pory takich odczuć.
No i nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy dalej nie kombinowali.
Zabawa z jednokolorowymi kulkami okazała się wspaniałym doświadczeniem. Wrzuciliśmy przezroczyste kulki do szklanki i zalaliśmy wodą...
Patrzyliśmy co się dzieje i sami nie wierzyliśmy w to, co widzimy! Kulki znikały!
To nasza nowa ulubiona zabawa!
Zebrał całkiem niezłą kolekcję, która w końcu, jak większość jego zabawek została zaanektowana przez młodszą siostrę.
Pierwszym słowem, jakie wypowiedziała nasza córka było "kulkulki". Dzięki tym małym kuleczkom, majtki - w kropki nazywały się kulkulki, rajstopy w kropki były kulkulkami, ulubiony talerzyk z ciapkami był "kulkulki" i wszystko, co było dla niej ważne wiązało się w jakiś sposób z kulkami, kropkami, i miało jedną wspólną dyżurną nazwę.
Teraz, kilka lat później, odkryłyśmy nowe kulki...
Kulki! Kulki, kuleczki!
Kupiłam kilkanaście opakowań takich małych kuleczek, które chłoną wodę i są wykorzystywane do hodowli kwiatów.
Wrzuciłam do miski i zalałam wodą. Dużo wody dolałam, dużo, bardzo dużo....
Rosły, rosły i rosły. Wyglądają teraz tak:
Kulki z założenia miały w naszym domu spełniać funkcję terapeutyczną - jako zabawa sensoryczna dla naszej córki. No i udało się! Okazało się, że zabawa kulkami jest genialna. Ich struktura, lekkość, sprężystość, kolor - zabawa na godziny!
Dodatkowo, kulki, jak to kulki skaczą, odbijają się naprawdę wysoko, więc upuszczenie ich skutkuje szaleńczym biegiem po całym domu, by je wszystkie wyzbierać.
Naprawdę, świetna zabawa, za naprawdę niewiele!
Przebieranie w kulkach, przekładanie z jednego pojemnika do drugiego, segregowanie kolorami, tworzenie tęczy.... Nie ma końca zabawie! A najlepsze jest to, że zabawa ta wciąga i dorosłych. To naprawdę niesamowite doznanie - obce nawet dorosłym - mój zmysł dotyku nie znał do tej pory takich odczuć.
No i nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy dalej nie kombinowali.
Zabawa z jednokolorowymi kulkami okazała się wspaniałym doświadczeniem. Wrzuciliśmy przezroczyste kulki do szklanki i zalaliśmy wodą...
Patrzyliśmy co się dzieje i sami nie wierzyliśmy w to, co widzimy! Kulki znikały!
To nasza nowa ulubiona zabawa!
Etykiety:
kulki,
kwiaty,
pomysły,
zabawa z dziećmi,
zabawy sensoryczne
wtorek, 16 września 2014
Zrobisz coś dla mnie? pyta z rana córka.
Tak kochanie - zrobimy coś dzisiaj. Przecież mamy przygotowanych już tyle liści, kasztanów i innych darów jesieni. Wymyślimy coś jak wrócisz z przedszkola.
A ja, pomyślałam, że może jakąś małą niespodziankę?
Mój alarm w telefonie dzwoni zawsze 6.15. Mam wtedy jeszcze chwilę, by w ciszy i spokoju zobaczyć, co tam w świecie. No i znalazłam stronę http://www.abeautifulmess.com a tam piękny prosty hamak...
o taki:
A ja, pomyślałam, że może jakąś małą niespodziankę?
Mój alarm w telefonie dzwoni zawsze 6.15. Mam wtedy jeszcze chwilę, by w ciszy i spokoju zobaczyć, co tam w świecie. No i znalazłam stronę http://www.abeautifulmess.com a tam piękny prosty hamak...
o taki:
No jak mogłam czegoś takiego córce nie zrobić?
Znalazłam jeszcze zielony materiał, sznur z wieszania hamaka też jeszcze się ostał. Nawet siedzenie ze starego krzesła mam! Znalazłam jakiś patyk, ale obawiam się, że to służy do ćwiczeń aikido mojego męża, więc wiercić w tym na razie nie będę :). Jego cierpliwość też ma swoje granice.
No więc jest, na razie nie dokończone, ale zaraz, jak tylko dzieci pojawią się w domu - wymierzymy długość, dotniemy i zawiśnie. Ku uciesze wszystkich.
A zdjęcie dodam z nową właścicielką.
poniedziałek, 15 września 2014
Nowy mieszkaniec naszego domu.
Wreszcie
zrobiłam coś dla dzieci!
Skoro
żywego nie ma, to chociaż niech taki będzie.
Co jest
takiego w kotach, że ludzie tak szaleją? Ani nie pogadasz, ani nie pobiegasz.
Tak, wiem, bez sensu jest dyskusja o wyższości kota nad psem, lub odwrotnie.
Ale muszę przyznać, że oba rodzaje mają swoje plusy.
Całe
życie wychowywałam się z dużym psem w domu. Moje pierwsze z nim spotkanie
zakończyło się prawie traumą – „wielkie cielsko” w postaci kilkumiesięcznego
dalmatyńczyka wpakowało mi się do łóżka – w środku nocy. To nie było fajne,
pamiętam, jak byłam przerażona. Długi wąski korytarz, ciągnący się wzdłuż całego
mieszkania – jakieś 10 metrów i on – rozpędza się na samym początku, by z kolejnym
metrem nabierać jeszcze więcej impetu. I wpada do pokoju, który jest
przedłużeniem przedpokoju, z jedną różnicą - bez chodnika... Zaczął się parkiet, śliski
parkiet... Jego nogi, ku jego zaskoczeniu przestały trzymać się podłogi...
prawo tarcia przez chwilę przestało działać i on, wymachując łapami, próbując
złapać równowagę wpada do mojego łóżka – do łóżka 4 latki!
pamiętam, że wszystkie moje koleżanki i koledzy ze szkoły bały się go. A on chyba po prostu nie lubił obcych dzieci. Wołali na niego "krokodyl".
Fajnie jest mieć psa. Fajnie, jak dziecko ma możliwość wychowywania się razem ze zwierzęciem. Dziecko uczy się odpowiedzialności - to banał - ale uczy się też bycia lepszym człowiekiem. Odpowiedzialność za drugą istotę pozwala potem - w dorosłym życiu mieć więcej współczucia, empatii i zrozumienia dla innych. Tylko tyle i aż tyle.
Nasz nowy dom.
Tak, tak – wybudowaliśmy – to znaczy mąż!
Codziennie na budowie po pracy. Cały urlop, każda wolna
chwila – spędzone przez niego na miejscu. I jest! Nasz wymarzony, piękny dom.
To było proste! A teraz trzeba ten nasz wymarzony dom urządzić.
Kasa? Trochę brak, ale trzeba, to wydajmy!
No i? Gdzie się kupuje ładne rzeczy?
Nikt jeszcze nie wymyślił krzeseł, które tak naprawdę
podobały by mi się...
Nikt jeszcze nie stworzył płytek do łazienki, które
chciałabym mieć....
NIE – ja nie chcę płytek w łazience, nie chcę płytek w
kuchni, nie chcę płytek nigdzie!!!! Są koszmarne, do niczego nie pasują,
absolutnie nie nadają się do bycia w naszym – wymarzonym przecież domu!
Nie ma podłogi do łazienki, która byłaby spełnieniem moich oczekiwań... NIE jest! - ale niestety, poza moimi możliwościami finansowymi.
Więc nie zdziwcie się, skoro ciągle jeszcze mamy tyle rzeczy
do zrobienia...
Dorastamy, dojrzewamy, szukamy ciągle nowych rozwiązań.
Bo rzeczywistość jest okrutna: już mamy, wymyśliliśmy,
Eureka, jesteśmy genialni – konsultujemy rozwiązanie z doradcą technicznym
producenta – nie ten produkt nie jest stworzony do takiego zastosowania. To się
NIE UDA!!!!!
Wiecie co? Mam to gdzieś, że się nie uda. Są takie momenty,
że trzeba zaryzykować! Potem tylko jesteś dumna z siebie, że postawiłaś na
swoim, nie zmiażdżył gdzieś ktoś Twoich marzeń, nie zgasił zapału, jaki jest w
Tobie. A jeśli nie wyjdzie? No cóż, wszyscy uczymy się na błędach.
Bo to jest tak, kiedy mój mąż kolejny dzień widzi mnie tylko
przy pracy „niekoniecznie domowej” wkurza się i mówi, że zajmuję się głupotami.
Gdy z tych głupot wychodzi coś fajnego – wszystkim mówi, jak fajnie sobie
zrobiliśmy.
I tego się trzymajmy! Mamy robić co chcemy i jak chcemy!
Etykiety:
DIY,
dom,
pomysły,
realizacja,
wyposażenie łazienki
Subskrybuj:
Posty (Atom)