Gdy urodził się mój syn, myślałam – będę wspaniałą,
najlepszą matką! Zamknęłam swoją działalność gospodarczą, by w 100% poświęcić
się dziecku. Bo ono przecież jest najważniejsze. Spędzaliśmy godziny na
turlaniu się po podłodze, na spacerach, na skakaniu po kałużach, taplaniu się w
błocie, obserwacji otaczającej nas przyrody. To właśnie wtedy dowiedziałam się
jak rośnie brukselka! No i nie wiedziałam jeszcze, że teraz na to się mówi
edukacja domowa ;).
Syn dorósł, my też w zabawach musieliśmy się rozwinąć. Tworzyliśmy
miasta z klocków, budowaliśmy konstrukcje, poznawaliśmy zwierzęta, jeździliśmy
do różnych zoo, zwiedzaliśmy parki. I tworzyliśmy! Tysiące doświadczeń, tysiące
zużytych kartek, rolek papieru, kilogramy sody oczyszczonej, litry octu i
innych potrzebnych składników.
I wtedy urodziła się córeczka, malutka, drobniutka jak
kruszynka. Uśmiechnięta, radosna i przytulińska. Nie wiedziałam, że dziecko
może chcieć się tyle przytulać! Do dzisiaj – a ma już 6 lat nie ma dnia, by się
nie przytulać, nie żegnać się codziennie rano w przedszkolu w objęciach, nie
witać się podobnie gorąco, nie zasypiać zanim nie zostało się obdarowanym
setkami pocałunków...
Ale to zobowiązuje!
Z dziećmi trzeba się bawić, dla dzieci trzeba mieć czas!
Ale trzeba też robić to, co się lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz