czwartek, 20 listopada 2014

Coraz bliżej święta....

Tak, to niewątpliwie najfajniejszy okres w roku. Co prawda, zawsze mam jakieś pomysły i zawsze jest coś do zrobienia, ale święta, to święta. Ten czas naprawdę nastraja fajną energią! Chce się robić, chce się tworzyć....
Ostatnio na FB napisałam, że przyjaciele już przypomnieli sobie o mnie i moich pomysłach i pytają, co i kiedy będzie nowego. No więc wymyśliłam, że w tym roku robimy choinki i gwiazdki...
W najszczerszych snach nie myślałam, że tyle osób może być zainteresowanych moimi dokonaniami :).


No więc otworzyłam moją fabrykę choinek. Tak, w tym roku stawiam na choinki.
Białe, przecierane, naturalne, surowe, przyciemniane, woskowane, olejowane....
Mój mąż, wspaniały człowiek, rozumiejąc moje potrzeby zrobił wreszcie dla mnie miejsce w JEGO narzędziowni. Mam swoje miejsce pracy!!! Teraz możemy się kłócić codziennie ;)

Praca wre, a pomysły rodzą się nowe, nie wiem, czy starczy mi czasu na zrealizowanie wszystkich.
Choinki wycięte - przynajmniej pierwsze zamówienie - teraz trzeba je odpylić i wykończyć.
Czy ktoś powiedział, że praca powinna być moją pasją? Chyba sam nie wiedział, w jakim jest błędzie! Pasja, która staje się pracą nie jest pasją! Już czuję, że wpadłam w rutynę! Już chcę czegoś nowego, a to przecież dopiero początek! 
I tak wygładzając te moje choinki słuchałam radia. Coś dla mnie - niebanalne zabawki dla dzieci, czy wszystko musi być z Chin. No cudny temat. Zaproszeni goście, to autorzy moich ulubionych zabawek: bajo, czuczu, hocko. To naprawdę świetne zabawki. Szczególnie te ostatnie. Zabawki z kartonów. Czemu ja na to nie wpadłam? Nie no, każdy w domu chyba robił coś z dzieciakami z kartonów, starych pudeł, nie?
Pamiętam, jak byłam dzieckiem, chodziłam czasem do dziadka, do pracy. Pracował w sklepie obuwniczym. Uwielbiałam wchodzić do magazynu! Ten zapach skóry i kleju był oszałamiający! Tak, to niewątpliwie zapach mojego dzieciństwa! Nawąchałam się i mi zostało do dzisiaj. Nikt, kto nie wchodził do takiego magazynu, nie ma pojęcia o czym mówię. Te góry pudełek, ułożone w kolumny, rzędy, uliczki... to był raj. Chodziliśmy między tymi konstrukcjami zachwyceni niczym piramidami. A gdy już udało się pracownikom nas stamtąd wyciągnąć, to był kubek gorącego mleka. Nawet ten kożuch nie był wtedy taki straszny... Cudne to było, teraz już nie ma takich sklepów, a może nie ma takich butów i nie ma takiego zapachu.

Czemu zapachy tak mocno wchodzą nam w pamięć? Czy tylko mnie? Potrafię obudzić się z myślą, że to wspomnienie z dzieciństwa, to zawsze jest zapach i wtedy leżę w łóżku i celebruję te chwile. Próbuję sobie jak najwięcej z tego przypomnieć. Nie zawsze się udaje, zostaje niedosyt, bo nie pamiętam wszystkiego. Szkoda, a może i dobrze?

wtorek, 11 listopada 2014

11 listopada.

Są takie dni, kiedy ściska coś w gardle. Nawet ciężko to nazwać. Bo niby co to jest? Duma? Patriotyzm? Tęsknota? Nie wiem, skąd się to bierze, nie wiem, czy jestem wybrana, czy inni też tak czują, ale lubię to! Lubię to uczucie, które towarzyszy mi już wieczorem dnia poprzedniego, kiedy wyciągam z szafy flagę i prasuję ją, by od rana już była gotowa....
A potem skoro świt - ustawiam ją przed drzwiami naszego domu. Niech dumnie łopocze na wietrze.
Zawsze podobały mi się nasze flagi, które ludzie sami z siebie wyciągali przed okno, montowali na balkonach - tak - człowiek czuje się wtedy wyjątkowy. I zastanawia mnie zawsze, czemu nie wszyscy tak robią? Czemu jednak jesteśmy w mniejszości? Czemu nie zależy na tym wszystkim? Czemu brak nam po prostu dumy z tego, że jesteśmy Polakami?
Kiedyś zastanawiałam się, czemu w Szwajcarii praktycznie każdy dom ma wywieszoną flagę narodową. Gdzie się nie odwrócę, widzę biały krzyż na czerwonym tle. Czemu u nas tak być nie może?
Być może ludzie nie wiedzą, że już można? Bo kiedyś - aż trudno w to uwierzyć, nie było wolno. Były dni, kiedy władza nam pozwalała. Poza nimi można było oberwać grzywnę. Czy ktokolwiek wtedy się tego bał? Nie wiem. Dzisiaj można, bez obaw, kiedy się chce. Świąt jest od groma, wybierać i przebierać. 
Bo fajne jest to, co przeczytałam gdzieś w internecie: "Jestem patriotą, pamiętam, obchodzi mnie mój kraj i nie wstydzę się tego".

Co roku przygotowujemy się do święta. Zabawa z nauką. Bo przecież przy okazji rozmawiamy i o tym, co robimy i dlaczego. Coś w tym jest, że nauka powiązana z zabawą jest o wiele skuteczniejsza.
I oczywiście - jak co rok idziemy na pod Pomnik Nieznanego Żołnierza i uczestniczymy w apelu poległych.
Głos mi się łamie, mam mokre oczy, gdy słucham tych słów: wzywam ......... stańcie do apelu! I odpowiedź żołnierzy: "Polegli na polu chwały". Chyba już stara jestem. Kiedyś na pewno by mnie to nie ruszyło...
Ale teraz mamy nasze prywatne święto, z naszymi pomysłami i naszymi realizacjami.

Tak świętował syn:
 A tak córka:

Wszystko na miarę umiejętności i wieku :).