środa, 12 lutego 2014

pierwsza rzecz w moim domu.



Ok. Może nie pierwsza, pierwsza, ale na pewno taka, która była dla mnie wyzwaniem.

Pierwszą rzeczą, jaką sama zrobiłam w naszym domu było odnowienie starej pobabcinej komody.

Wyglądała kiedyś tak:















Musiałam wszystko porządnie zeszlifować i pomalować od nowa. Na jaki kolor? Moje dzieciaki odpowiadają bez zająknięcia: na biało!
Tak, to bez wątpienia mój ulubiony kolor.
Gdy przychodzi lato, moja garderoba wygląda dość monotonnie: białe spodnie w ilości x, białe t-shirty w ilości x, białe koszule, białe bluzki, białe swetry, białe kurtki, nawet sandały są białe.
Teraz wygląda zupełnie inaczej. I nawet nie chodzi o to, że jest biała, ale o to, że stałam się szczęśliwą posiadaczką ogromnej toaletki.



Cztery szuflady z powodzeniem mieszczą wszystko, co potrzebuję!

Jestem fanką farb do drewna na bazie wody. Niestety, ogranicza to na razie mój wybór co do wykończenia, czy kolorów, ale cenię sobie wygodę i przede wszystkim czyste środowisko. Mycie narzędzi w rozpuszczalnikach jest dla mnie złem koniecznym.
Dlatego, jeśli tylko mogę, wybieram farby wodne.



poniedziałek, 10 lutego 2014

pokój małego dziecka.



Nie, to nie były czasy, gdy można było sobie zamówić jaką się chciało naklejkę na ścianie i się miało. Niestety! Wtedy, ulubioną bajką mojego syna była „Maisy” oraz program w telewizji „Hugo”. Z książek ubóstwiał książkę „Sto bajek” Jana Brzechwy. Cudna książka nie tylko dzięki bajkom, ale i dzięki pięknym, plastycznym ilustracjom. Pomyślałam – piękne – chciałabym mieć takie na ścianach w jego pokoju. Napisałam do wydawcy, by mnie skontaktował z autorem ilustracji, bo chciałabym zamówić u niego takie obrazki, by powiesić na ścianie. Niestety, nie udało się...
Ale jak to nie? Nie nazywam się Zarębianka, by się coś nie dało. W moim słowniku nie ma takiego słowa!
Na szczęście jakieś minimalne umiejętności rysowania posiadam, więc narysowałam na kartonie po meblach  - dzięki IKEA za duże kartony J ulubione postacie z książki oraz rzeczoną Maisy i Hugo, wycięłam skalpelem, przykleiłam kolorowy papier – jest! Mam swoje własne dekoracje. 


Przetrwały kilka lat, najpierw w pokoju syna, potem u córki. I w końcu wylądowały w recyklingu.
Przyszedł czas na nowe wyzwania...